rzeczywistość odbija mi się gardle niczym nieświeży jogurt. mdli mnie na myśl o konieczności wyjścia z mojego kokonu kiedy nadal tkwię w ciele obrzydliwej poczwarki. wszyscy są tak cukierkowo uśmiechnięci, radośni i pełni życia, że zastanawiam się czy to ja dostałam jakieś wadliwe geny czy to cały świat łyka jakieś magiczne pigułki. swoją drogą takie pigułki szczęścia byłyby chyba bardziej pożądanym towarem w sklepach niż papierosy. za gruba? za chuda? za wysoka? za niska? za brzydka? za głupia? za mało utalentowana? za nudna? zbyt samotna? nielubiana? zjedz magiczną tabletkę, a wszystkie twoje problemy znikną. a co jeśli to ja jestem problemem? też mogłabym zniknąć? miło by było.
nie będzie mnie kilka dni.
wyjeżdżam. odpocząć? niekoniecznie.
raczej walczyć z jedzeniowymi pokusami.
choć to i tak z góry przegrana walka. jestem taka uległa.
lipcu, bądź magiczny.
albo chociaż głodny.
głód też ma w sobie magię.